Manga · Recenzja

Powóz lorda Bradleya, czyli o dramacie kobiet lub pochrzanieniu autora

 

Photo by Waneko©

Na różnych długościach geograficznych i we wszystkich momentach dziejów naszego wspaniałego gatunku przemoc, w tym seksualna, wobec kobiet istniała i do dzisiaj niewiele się zmieniło. Jakoś już tak mamy, że zbudowaliśmy sobie cywilizację, stworzyliśmy kulturę, a nie pozbyliśmy się pierwotnych instynktów, które domagają się gdzieś tam z tyłu głowy zaspokojenia seksualnego głodu.

Czasem działo się tak, że w celu wspomnianego ostudzania lubieżnego podszeptywania naszego praszczura, tworzony był odgórny system, który miał w jakimś stopniu kontrolować lub nagradzać zasłużonych. Wiele większych i mniejszych wojen spłodziło podobne przypadki. Puffy znane z prozy Barańczaka, czyli najpospolitsze burdele, albo Pocieszycielki, które „służyły” żołnierzom armii cesarskiej w trakcie II wojny światowej. Gwałt na nich był zatrważającą reakcją na inny gwałt. Mam na myśli Gwałt Nankiński.

Dlaczego poświęciłem dwa akapity na pobieżny historyczny spacer? Dla powiedzenia oczywistego, takie rzeczy się działy i dzieją, a za chwilę opisywana manga opowiada o podobnym – choć fikcyjnym – wydarzeniu. Hiroaki Samura stworzył niezwykle uderzającą historię systemu, który zaprzęgał młode dziewczyny, zabierane pod osłoną nowego, wspaniałego życia z sierocińców. Jednak zamiast do wspaniałej trupy teatralnej lorda Bradleya, która była marzeniem i celem każdej z nich, trafiały do więzień, gdzie miały rozładowywać napięcie więźniów, aby zmniejszyć ryzyko buntu.

Zarys planu 1. 14. Ponowne przedłożenie. Wszyscy pamiętają o 37 osobach, które zmarły podczas buntu w Hensley. W zeszłym roku plan 1.14 nie był jeszcze gotowy, w związku z tym wnoszę o ponowne jego rozpatrzenie. Ma on na celu zapobieżenie buntom i ucieczkom. Nie powinno się usuwać z programu dnia osadzonych zajęć sportowych. Plan ma na celu usunięcie frustracji seksualnej więźniów z wyrokami dożywotnimi oraz spowodowanej nią chęci destrukcji. W związku z powyższym wprowadzenie planu uważam za absolutnie konieczne oraz twierdzę, iż przyniesie pożądany efekt.

Samura nie stworzył ciągłej fabuły. Każdy rozdział to samodzielna historia końca jednej z dziewczyn, która doskonale odbija się w brutalnym rysunku autora. Sceny gwałtów nie są ugrzecznione lub ukryte za ścianą. Są pokazane takimi, jakimi można je sobie wyobrazić, są odstręczające i szokujące. Nie sposób jest przeczytać Powozu lorda Bradleya bez emocji.

Właśnie największą zaletą, której nie można odmówić tej mandze jest granie na uczuciach. Samura rzadko daje nadzieję swoim postaciom – a także czytelnikowi – na poprawę ich losu, na jakikolwiek ratunek. Od momentu, w którym ich marzenia o karierze na scenie zostają brutalne zdmuchnięte, ich świat to wyłącznie cykl następujących każdego dnia cierpień. Nawet jieśli pojawia się płomyk nadziei, to pomigoce i zgaśnie.

Niestety czytając posłowie każdy czytelnik odczuje co najmniej zmieszanie. Mnie nasunęło się także pytanie: „Czy pana, panie Samura, przypadkiem nie pochrzaniło?”

Posłowie to swoisty punkt zwrotny w percepcji tego komiksu. Błogosławieni ci, którzy nie przeczytali albo przeczytali i zapomnieli. Samura zdradza w nim swój początkowy zamysł na historię i jej rozwój. Niby nic, ale zepsuło mi to i dzień i mangę. Wyjawia w nim:

Trzy lata temu, w przypływie fascynacji „Anią z Zielonego Wzgórza”, oświadczyłem swojemu redaktorowi, że będę robił mangę w tym stylu i oto ona. Jak widać, nie wyszło. Na początku chciałem, żeby historia ociekała erotyzmem, lecz im dalej, tym mniej było tego typu scen. Wychodzi na to, że ostatecznie sam nie wiedziałem, o co mi chodziło.

No nie wiedział pan…

Sam brak wiedzy nie jest naganny. W końcu rodak autora Miecza Nieśmiertelnego, Haruki Murakami, także tworzy swoje surrealistyczne prozy bez projektu. Jak sam przyznaje, te wszystkie twory i fabuły powstają w ciągu tworzenia historii. Dzięki temu autor jest równie zaskoczony co czytelnik. Jak podsumowała to moja znajoma „I to się właśnie nazywa talent”. Jednak słowa Samury w zestawieniu z opowiedzianą przez niego historią – krwawią wręcz.

Krwawią i zwracają uwagę na niedoróbki samej historii. Sam program w świecie przedstawionym wydaje się być nierealny do przeprowadzenia. Jak czytamy, było nim objętych dziesięć tysięcy sierocińców. Daje nam to dziesięć tysięcy opiekunów, którzy byli wtajemniczeni w tę intrygę. Co prawda nie jest powiedziane o tym wprost, że te osoby miały świadomość o losie dziewcząt, ale dwie sceny wyraźnie wskazują na ich wiedzę. Pierwszą z nich jest jedna z ostatnich scen pierwszego rozdziału, kiedy opiekunka, pani Rebecca, płacze w ukryciu. Prawdopodobnie z powodu jej udziału w przedsięwzięciu. Druga to końcowe słowa opiekuna z rozdziału „The Bond of…”. Wyrokuje w nich, że wywiezioną dziewczynę spotka jeszcze zasłużona kara.  Jeśli uznamy to za wystarczające powody, automatycznie możemy doliczyć do i tak ogromnej liczby wtajemniczonych kolejne dziesiątki tysięcy. Strażników, naczelników więzień, lekarzy (którzy także byli byli świadkami niedoli ofiar). Jest to cała rzesza ludzi, a każdy z nich mógł w każdej chwili donieść prasie – cieszącej się wolnością, wnioskując z treści. Inaczej niż w rzeczywistych wydarzeniach wspomnianych w pierwszych akapitach. Wydaje mi się wysoce nieprawdopodobne, żeby nikt nie wykazał się człowieczeństwem. Chociaż być może zbyt wiele wymagam od człowieka.

Czy postawić na tym tytule krzyżyk? Mangę zapamiętacie na długo. Wstrząśnie Wami, być może połknie, zmiętoli i wypluje. To jedna z tych rzadkich chwili, kiedy po tak mieszanych uczuciach muszę zachęcić Was do przeczytania, bo to nie jest mimo wszystkich swoich grzechów zła manga. Prosi się o ponowne opowiedzenie, tym razem rzetelne, jednak spełnia zadanie, które jej przed lekturą zadałem. W końcu, powtarzając za Umberto Eco, książka to maszyna do tworzenia interpretacji. Nawet nieprawdopodobieństwo przeprowadzenia takiej zbrodni na taką skalę w wolnym kraju można zinterpretować na korzyść mangi. Jednak to posłowie…

Niech cię Samura!

7 myśli na temat “Powóz lorda Bradleya, czyli o dramacie kobiet lub pochrzanieniu autora

  1. Zgadzam sie z tym, że jest to tytuł kontrowersyjny. W dodatku również czułam pewien nie smak po przeczytaniu notki autora. Ale to nie zmieniło mojego zdania, iż „Powoz lorde Bradleya jest genialną mangą. Jednak nie zgodze się z tym, że historia nie jest dopracowana. Autor może i tworzył pod wpływem „natchnienia”, ale stworzyl bardzo dobra historię. Sam wspominasz o tym, że w historii możemy dopatrzeć się różnych okrucieństw. Pomysł na organizację „święta Paschy” wyszedł odgórnie – ludzie nie wpływowi nie mieli nic do powiedzenia. A w tym kregu znajdują się opiekunowie, lekarze, „ochroniarze” itp. W dodatku nie można zakładać, iż każdy opiekun wiedział o losie swoich podopiecznych. Może miejszość, a może większość wiedziała, jednak my tego dokladnie się nie dowiemy. Zresztą założenie o wtajemiczenou można znegować, bowiem w historii „Lost wagtail” występuje opiekunka, która nic o „roli” dziewcząt nie wiedziała. A próba pomocy? Rozdział „Save her snowy neck” chyba jest wystarczajym dowodem na to, że byli ludzie wewnątrz, ktorzy chcieli pomóc. Z reszta koniec też pokazuje, że znalazł się ktoś kto „coś z tym zrobił”.
    Świetnie napisana recenzja! ❤

    Polubienie

    1. Dziękuję za komentarz 🙂 W recenzji pominąłem rzeczy, o których wspomniałaś, powoli robił mi się z recenzji tekst bliższy analizie literackiej, a nie chciałem wkraczać na to pole, bo i kompetencji brak i sama forma wydaje się odstręczająca w miejscu takim jak trochę luźniejszy blog.

      Rozumiem, że ludzie, którzy zostali wrzuceni w ten system, mogą świadomie w nim trwać, ale sprawdza się to albo w warunkach „niecodziennych” jak wojna, kiedy winnych nie ma, porywa ich wojenna zawierucha, albo kiedy dotyczy to małej grupy osób, ścisłego grona. W większym szansa na odnalezienie „ostatniego sprawiedliwego” jest na tyle duża, że opis systemu o takim rozmachu, który tak długo pozostawał nieodkryty, jest dla mnie bardzo mało przekonywujący.

      Co do „Lost Wagtail”. Czemu lord B. włożył tak duży wysiłek w działania, które służyły właściwie niczemu. Nie rozumiem jego toku myślenia. Nie był przedstawiony irracjonalnie jako postać. Raczej był zgrabnym politykiem i silną postacią (z cieniem jakiegoś rodzaju romantyzmu?). Nie potrafię tego złożyć w całość. Cały czas odnoszę wrażenie, że Samura stworzył tę historię, postaci bez planu. Jakoś mu to wyszło.

      Polubienie

  2. Mi się podobało w jaki sposób autor pokazywał ludzką psychikę, to jak ludzie sobie radzą w zetknięciu z takim horrorem, różnorodność perspektyw i mechanizmów obronnych wobec tego dramatu była świetna. Mogłam wstrzymać ocenianie bohaterów, a przy tym się do nich zbliżyć, chociaż całej historii nie uważam za kontrowersyjną, takie odrażające rzeczy dzieją się ciągle. Zdecydowanie na plus było dla mnie to, że czułam złożoność postaci, to, że są ludźmi, którzy popełniają błędy, którzy mogą się zmienić, decydować o swoim życiu, nawet jeśli z pozoru są w potrzasku i wiemy, że to życie stracą. Te elementy miały dla mnie pozytywny wydźwięk, przez co cała manga zostawiła we mnie takie poczucie, zamiast szoku spowodowanego wydarzeniami, czy brutalnymi kadrami. I mam nadzieję, że może to autor chciał osiągnąć, a pisząc posłowie był zwyczajnie na kacu życia, albo po nieprzespanym tygodniu, stąd takie dziwaczne słowa 😛

    Polubienie

    1. Rzeczywiście elementy psychiki postaci były jedną z lepszych stron mangi – chociaż mam wrażenie, że były to kalki, które przepisał. Samura jest zręcznym technikiem komiksu, więc co jego, to muszę mu oddać, nawet jeśli nie jest tego wiele.

      Dziękuję za komentarz :3

      Polubienie

  3. cytat: „opis systemu o takim rozmachu, który tak długo pozostawał nieodkryty, jest dla mnie bardzo mało przekonywujący.”
    Nie powiedziałabym, że nieprzekonujący. Takie systemy w historii ludzkości istniały – patrz system sowiecki (to wogóle szeroki i skomplikowany temat. Ale). Przez dziesiątki lat jego rozmach nie był znany, nawet do tej pory nie wiemy wszystkiego, a przecież to była maszyneria tak głęboko sięgająca, że m.in. stworzyła „nowy typ” człowieka nazywanego „homo sovieticus” (który nota bene nie zdaje sobie sprawy z tego, że został tak urobiony).

    Polubienie

    1. Wydawało mi się, że wyszczególniłem w tekście zastrzeżenie do tego, że owszem istniały takie systemy. Sam podałem z dwa. Ale właśnie różnica pomiędzy tymi, które podałem ja, i również który podałaś Ty, a systemem z Powozu, są zupełnie różne. Działy się w trakcie wojny, a wojna to nie jest nic romantycznego pomimo romantycznych jej wizji niektórych osób. Nie wiem do czego dokładnie pijesz, ZSRR ma na swoim karku niejedną zbrodnię. Ale jedne w trakcie wojny, a drugie w czasach komunizmu. A w Powozie wyraźnie przedstawia się państwo, które ma sprawne aparaty władzy i wolną prasę. I to pod tym względem wydaje mi się wszystko nieprecyzyjne, napisane na kolanie.

      Polubienie

Dodaj komentarz