Inne

Projekt Nihei 2016 – zapowiedź

Projekt Nihei

 

Kolaboracja wydawnictw JPF i Kotori przynosi na rynek coś wielkiego. Dwa najpopularniejsze, ale całkowicie różne tytuły jednego z największych mangaków naszych czasów. Brzmi pompatycznie? Może, ale moim prawem subiektywizm, a Waszym ocena. Jeden jest jego opus magnum, a drugi czymś dla wszystkich spoza grupy jego starych fanów, gdzie otworzył się na nowy horyzont. Oba w formacie powiększonym – jednak jeden dużo bardziej, możliwy do zdobycia w twardej oprawie i w każdym wypadku w B5. Drugi zaś o gabarytach Abary.

Zapraszam Was do zapowiedzi kolejno Blame! i Rycerzy Sidonii, przy pierwszym w historii wspólnym projekcie wydawniczym.

Oba komiksy swoją premierę mieć będą na konwencie Pyrkon, który odbywa się w dniach 8 – 10 kwietnia.

Blame!

Sztuko interpretacji witam cię zawczasu.

Historia Blame! rozpoczyna się od porażki Killy’ego, a przynajmniej od nie-całkowitego sukcesu – wszystko zależy, jak odbierzemy słowa pośredniczki, która po rozmowie „telefonicznej” wysyła go dalej, ku górze. Jego zadaniem było, jest i będzie zdobyć gen sieciowy. Nie wiadomo kto i gdzie go posiada, a sama manga dzieje się na przestrzeni -set lat i zawirowań czasowych, w tym zmian rzeczywistości i teleportacji, stąd wymaga sporo skupienia i zdolności osadzenia się w tej podróży, tak by nie stracić orientacji całkowicie, bo jej chwilowe zguby są oczywiste i wynikają z konstrukcji świata.

Poruszając się po następnych kondygnacjach, będziemy mieli wrażenie uczestniczenia w historiach epizodycznych, a przynajmniej część tomów zdaje się być mocno fragmentaryczna, oś jednak zostaje zachowana, cel jest jasny, główne frakcje (to nie jest najlepsze słowo, ale brak mi zamiennika) wspominane będą wielokrotnie – a Killy’emu towarzyszyć będzie Cibo, która idealnie rozprowadza uwagę, będąc dla historii czymś w rodzaju zdjęcia nacisku z głównego protagonisty – nieprzemęczenia się nim, jego brakiem wylewności i zamknięciem.

 

tn-22

 

Po drodze spotkają najróżniejsze postaci, rodzaje istot, będzie wiele walk, pojawi się mnóstwo typowo cyberpunkowych elementów –
AI, sieć, transhumanizm, megastruktura, technologie kombinezonów, narzędzi i sprzętów, wielce fascynujący język robotów, i wiele innych języków zresztą też – gdzie zacną ironią jest, iż ludzie w większości zapomnieli jak się czyta, nie znają też pisma.
Lecz ludzie to dla tego świata rodzaj pasożyta, który walczy o przetrwanie jak może, budując coś na wzór miasta, prowadząc handel – choć jednak w większości zwyczajnie ukrywa się.

Tak naprawdę na niewiele rzeczy i postawionych pytań w Blame! dostaniemy odpowiedź. Sam Nihei przy wyjaśnieniach zawartych w artbooku So-on stawia HIPOTEZY; natomiast sporo jest sugestii, warto zwracać uwagę na rysunki przy spisie treści i podobnych, tytuły logów i tak dalej.

Blame-600x441

Mnie zakończenie satysfakcjonowało, wymagało relatywnie mało do dopowiedzenia, a i jest w nim znacząca wskazówka, jak dokładnie odczytać tę ostatnią scenę w kolorze. To też przy nienasyceniu wiedzy kim ktoś tam był, czemu atakował, a skąd się wywodzi historia zdobycia genu ma nie tyle koniec, co zwieńczenie etapu. Tej w sporej mierze samotnej wędrówki.

Cibo, Pcell, Sanakan, Killy – a to i tak ledwo zaczyna listę najistotniejszych postaci. Ponowna lektura budzi momentalnie reakcje typu „a więc to tak, to o to chodziło/mogło chodzić” – zwłaszcza dotyczących tych „osób”, które początkowo, za pierwszym razem, wydawały się no-name’mami, przypadkowo spotkanymi anonimami, którzy zdawało się tylko popychają historię naprzód.

Świat przedstawiony jest ogromny, pochłania, jak pierwsze wejście do hali sportowej z rodzaju tych kopułowych, gdzie wszystko zdaje się nie mieć końca, ale mimo to zamyka wokół nas. Operowanie czernią, szarością i bielą jest perfekcyjne. Szarpany artyzm Nihei rodzi/ł się na naszych oczach. Monumentalizm, pustka, przestrzeń, architektura, niemy świat i to, co w nim drzemie. Jego ogrom, geneza, ciągły rozrost, o którym będzie wspomniane. Swego rodzaju nieregularność. Wiele kadrów to czyste dzieła sztuki. Pisałem trochę o tym przy okazji tekstu o Abarze, wraz z inspiracjami autora, między innymi H. R. Gigerem; zachęcam przy okazji do kliknięcia.

8430_dd44

 

Blame! jest dla mnie najlepszym tworem komiksowym. To bardzo subiektywne, ale wydaje mi się warte zaznaczenia. Pierwsze dwa tomy, które u nas będą jednym zbiorczym, są jeszcze nasiąknięte tym, że Nihei nie do końca wiedział, co chce robić – dalej też zresztą nie, ale lepiej to ukrywał, jak twierdzą złośliwi. Nie nastawiajcie się na zwartą, w pełni logiczną i wytłumaczalną historię, początkowo będą kulały projekty ludzi tj. proporcje, symetria twarzy, reszty ciała, pewne standardowe dla początków potknięcia i niewypracowany warsztat. Później jednak odwdzięczy się Nihei z nawiązką, pomnikowym, zapierającym dech cyberpunkowym światem przedstawionym i swoim skrzywieniem, zwłaszcza co do „rozwiązania sprawy”.

Czyste 10/10.

PS Warto pamiętać, że Blame! ma prequel, bardzo pomocny w zrozumieniu genezy i podstaw uniwersum – NOiSE, który polecałbym przeczytać przed historią główną.
Blame!² jest zaś krótką kontynuacją z perspektywy… nie powiem, ale tu z kolei – co wydaje się oczywiste – po zakończeniu.

Kupić polecam każdemu, bo w twardej oprawie odsprzedacie za czas jakiś z zyskiem NA PEWNO, więc jak nie rodzaj dobrej inwestycji w dzieło, to będzie taką ze względów ekonomicznych.

 

Rycerze Sidonii 

ec3eae76b878b18473bc04d0866371de

 

Rycerze i Blame! to rzeczy skrajnie różne, z dwóch różnych biegunów Niheia. O ile można powiedzieć, że Blame!, Abara i Biomega to rozwinięta twórczość wyraźnie tej samej ręki, tak Sidonia to coś kompletnie innego. Dlaczego?

 

Sidonia_no_Kishi_c08_p13

Sidonia stawia na historie, traci na tym rysunek. Kadry straciły na szczególe, a przynajmniej ilość tych wartych zobaczenia w ogólnym rozrachunku znacząco spadła, pojawiło się coś, co określiłbym jako nieestetyczną oszczędność, kiepską wersję pustek znanych z poprzednich prac. Rzadko wychodzi to dobrze, jak na planszy wyżej, a często jak to na dole. Nie ma już tego „chłodu”, „niedopowiedzeń”, „monumentalności”. Szarpania długopisem. Nie ma już czystego seinena. Dostajemy pod tym tagiem, a przynajmniej w części, shounenowe young-adult z ukazaniem dramatu typowego dla takiego połączenia. Z romansem w tle, fanserwisem(!), czułością i uczuciami między-gatunkowymi. Mamy „rasę ludzi” niezdecydowanych, u których płeć się klaruje po wyborze partnera. Wiele, naprawdę wiele było pretensji do Niheia za pójście w mainstream, klienta masowego. Dostał swoje wielosezonowe anime (kastrujące materiał źródłowy, z wyciętą osią, wymieszanymi wątkami z różnych tomów, bez ważnych postaci, z naciskiem na to, co najgorsze w Sidonii, czyli suche pojedynki i obyczajowo-dwuznaczne scenki), które obejrzałem tylko przez wzgląd na autora i żałuje do teraz.

kk

 

Dialogów jest sporo – a jak na autora to nawet więcej niż. Space-opera, jaką mamy okazje poznawać na początku, tworzy swoje schematy. Jak funkcjonuje społeczność na statku, jak wygląda szkolenie etc. Pojawiają się starcia. Gauna – walka – zwycięstwo albo oo niee, to inny typ – dramatyczne sceny – nasz protagonista wygrywa. Prostota początku, gdzie Tanikaze Nagate walczy z odwagą i poświęceniem, a obok ktoś ma z tego powodu kompleksy, że nie jest tak dobry, sabotuje, a przy tym sam główny bohater wydaje się narzędziem w czyichś rękach, odrzuca z powodu wrażenia „już to widziałem tylko w innej scenerii”. Na szczęście to mylne, mało pozytywne odczucie jest chwilowe.

Wszedł Nihei w ten nurt, wydaje się, że klient masowy będzie zaspokojony, historia będzie jak na konwencje i target zadowalająca, ale brak tu jego ducha. I do tej pory obraz Rycerzy w moich oczach wyglądał, lekko mówiąc, źle – ale! Z czasem wszystko nabiera rumieńców (niestety dosłownie też, w kiczowatym, tandetnym japonskim wydaniu).

Kiedy nakładają się wątki Tsumugi, Ochiaia, „przejęcie” Kunato, Kanata, Benisuzume w „znanej” scenie, a na drugim planie klarują się wydarzenia z odpowiedziami: jaki jest prawdziwy cel, kto i po co wykorzystuje załogę, kto rządzi, dokąd to zmierza i w końcu kiedy Nihei nie wytrzymuje, wstawia jednak elementy swego starego ducha znad ramienia, w postaci między innymi Teruru, to czuć, że jednak było warto. Że to jednak nie jest tylko bezrefleksyjna zbieranina tego, co „wpadło do głowy i wypadło z ręki”.

tumblr_nmmrzzPs2l1r9xqnno1_500

Nihei starał się znaleźć złoty środek między historią, która stanie się popularna, będzie przystępna i zadowoli tłuszczę – a tym, żeby zachować swoje „smutne” skrzywione podejście do fabuły i rysunku jako takiego. Zaryzykował w tym drugim prywatną rewolucję techniki – jak wyszło fakt sporny.
Przeplata więc owy fanserwis, romans, postaci przyciągających oko kobiet (gdzie w innych jego pracach było to nie do pomyślenia), pojedyncze obyczajowe scenki, dramat w shounenowym ujęciu –  z ratującym drugim planem, gdzie ukrył to, co tak naprawdę najlepsze.

Sidonia najwięcej nawiązuje – choć i tak niewiele – do Abary, ale i Biomegi (niedźwiedź – choć to tylko do czasu pewnego faktu) czy stroje Blame!. Na pewno będzie to oddane w tłumaczniu/posłowiu. A może jednak nie, to tak naprawdę nieważne, bo Sidonia nie jest czymś dla fanów Niheia. Ba, jest dokładnie czymś dla wszystkich spoza tego kręgu.

Przede wszystkim nie podejmujcie decyzji o porzuceniu na bazie eunuchowej animacji, czy też po pierwszych tomach. Nie wiem dokładnie, w którym takową podejmować, bo bazuje na skanach, ale da się wyczuć moment, w którym Nihei odpuszcza ten wprowadzająco-utarty schemat i z jego dziwnościami robi się ciekawie, a przynajmniej ciekawiej nie będzie.

Więc czy polecam? Zachowawczo, z nastawieniem na ocene po większym kawałku historii, tak. Wiele trzeba Sidonii wybaczyć, jesli rażą Was wymienione wyżej rzeczy, wciąż jednak posiada to „coś”.
Jeśli macie dylemat między Rycerzami a Blame! – to nawet nie ma startu. Pierwsze jest nierówne, rysunkiem i historią, drugie to czysta dycha. Ja jednak biorę obie, więc dylematu nie mam.

Space-opera z mechami, biotechniką, obcymi formami życia, ukrytą drugą stroną za epickimi pojedynkami i między-gatunkowymi dziwacznościami. Tyle na dzisiejszy wstęp.

PS Nie dziwie się, przez profil wydawnictwa, dlaczego Kotorczycy z JPFem podzielili się Projektem właśnie tak. Ech dewiacje, dewiacje!

 

Blamewall

Podsumowanie

Kupcie obie. Pozdrawiam. Meph.

 

A jak nie to chociaż Blame!.

Warto.

6 myśli na temat “Projekt Nihei 2016 – zapowiedź

  1. Czytałam Twoje posty już na forum Waneko i muszę powiedzieć, że naprawdę potrafisz zaintrygować mangami – szczególnie Blame! kusi mnie ogromnie, bo choć sf i seineny z reguły nie wzbudzają mojego entuzjazmu, to trudno mi się oprzeć przed chęcią sięgnięcia po coś wybitnego. W dodatku mój zmysł kolekcjonera zachęca tak bardzo do kupna tego wydania w twardej oprawię…
    Jeszcze walczę ze sobą. Ale jeśli naprawdę kupię Blame! to będzie to w dużej mierze Twoja wina.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Niezmiernie mnie to cieszy, naprawdę. JPF wiele ryzykuje taką inwestycją i bardzo zależy mi by choć koszta druku im się zwróciły – zwłaszcza, że sam komiks jest tego więcej niż wart. Oczywiście trzeba mieć świadomość, że to tytuł specyficzny, nie dla wszystkich, ale w jakich przypadkach nie opłaca się ryzykować jak w takim – gdzie ewentualna odsprzedaż będzie z zyskiem, i to kto wie jak dużym.

      Winę tę przyjmuje na siebie w razie czego!
      I dzięki za komentarz, każdy doceniam.

      Polubione przez 1 osoba

  2. Ja tak samo czytałem twoje posty na forum Waneko (choć pewnie nie komentowałem). Ja właśnie wahałem się nad Rycerzami Sidonii, ale po przeczytaniu twojej zapowiedzi to w 99% kupie też RS. Blame! to jest dla mnie pewniak i te cudeńko w twardej oprawie musi trafić na moją półkę. Dziękuje ze tak fajnie to opisałeś i pomogłeś mi w podjęciu pewniejszej decyzji:)
    Pozdrawiam i życzę miłego dnia Łukasz.T

    Polubienie

    1. Dzisiaj widzę dzień obfity w pozytywne reakcje, nic tylko się cieszyć. Rycerzom na pewno warto dać szansę, a cenie czas innych ludzi, więc nie namawiam do tego za często, w wątpliwych wypadkach.

      Mam nadzieję, że Blame! spełni oczekiwania. Dzięki za opinię i polecam się na przyszłość, życząc również miłego, teraz już chyba, wieczoru.

      Polubienie

    1. Tak przewertowałem wszystkie możliwe opcje, ścieżki postępowania, odrzuciłem wydźwięk pytania retorycznego – i doszedłem do jednego wniosku: musisz się niestety skusić i kupić : (
      Nie dziękuj, to był mój obowiązek.

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz